piątek, 21 kwietnia 2023

ii. akceptacja splątania

 Na marginesie spisywania rzeczy z pozaginanych stronic książek, które trzeba już oddać do biblioteki:

Tymczasem zaakceptowanie swojej sytuacji, swojego splątania, wyciągnięcie ze swojej sytuacji tego, co najlepsze i zainwestowanie w to swoich sił twórczych i wyobraźni, może realnie prowadzić do szczęścia, o którym marzymy, marnując masę energii na żal, że inni go doznają, a nam go zawsze brak.

    Tyrania rzeczywistości, Mona Chollet (przeł. A. Dwulit)

Trochę żyję tą wielce nieoryginalną myślą. I na razie z pozytywnym efektem.

Pełen Nadziei 

czwartek, 6 kwietnia 2023

i. mały sukces

Aż trudno mi samemu uwierzyć, że dałem radę się powstrzymać. O ile dobrze pamiętam, do tej pory, kiedy już tylko wyszukałem w książce kontaktów odpowiednią pozycję, wzbraniałem się, jasne, ale ostatecznie wybierałem numer (po cichu licząc, że być może nie odbierze i nie oddzwoni). Tym razem było inaczej. Znalazłem kontakt, ale nie wybrałem numeru.

Nie napisałem także do podejrzanych postaci o charakterystycznych profilach: brak zdjęcia, zero informacji, w krótkim nagłówku tylko ikonka kostki lodu lub diamentu (choć dzisiaj z dość krzykliwą ofertą: DOJAZD). 

To nie jest przełom, zupełnie nie. Pamiętam o swoim potknięciu sprzed kilku dni i sprawnych kłamstwach, które na szczęście, jak zwykle z moimi kłamstwami, przeszły z sukcesem badawcze pytania A.  Ale to coś, co daje mi nadzieję, że być może coś jednak może się zmienić. 

Dzisiaj udało się dzięki łańcuchowi myśli, które przypomniały mi, dlaczego nie chcę tego robić: nie chcę znowu spędzić godzin na masturbacji; nie chcę wypisywać do nieznajomych rzeczy, przez które będę przez jakiś czas czuł się nieswojo za każdym razem, gdy wyjdę z domu; nie chcę tracić godzin, które mógłbym spędzić na czymś innym; nie chcę znów czuć na sobie badawczych spojrzeń przyjaciół; nie chcę odzwyczajać się w dalszym stopniu od przyjemności niespotęgowanej przez wspomagacze; nie chcę.

Po ostatniej sesji terapii być może coś we mnie drgnęło. Wygadałem się, że jestem wciąż, niezmiennie, niesamowicie samokrytyczny. Na jednym wydechu opowiadam o swoich kompetencjach i umniejszam je, jako niewarte uwagi. Skupiam się na tym, czego nie potrafię, a nawet - prawdopodobnie już nie będę potrafił. Poświęcam czas na przyglądanie się swojej bezużyteczności w sklepie z artykułami papierniczymi dla bardziej uzdolnionych ode mnie, a nie zauważam, że w innych dziedzinach (moich, więc mało interesujących) niekoniecznie jestem tak zły, jak mi się wydaje. 

Niby na potwierdzenie tego wczoraj - spotkanie z potencjalną Promotorką. Mój projekt, moje pytania i pomysły wzbudziły jej ciekawość i zainteresowanie. Nie muszę niczego zmieniać, powinienem kontynuować prace przygotowawcze. A przecież jeszcze chwilę przed byłem przekonany, że usłyszę coś zgoła odmiennego.

Niemniej jednak nieustannie towarzyszy mi to poczucie, z którego zwierzałem się we wtorek: że nie jestem wystarczająco dobry. Że nie wykorzystuję swojego potencjału, a raczej skupiam się na nim tak mocno, że nie starcza mi już czasu na jego rozwijanie. I wpadam w złość na samego siebie. Od niejasnych wyobrażeń o tym, kim mógłbym być, po złość, że taki nie jestem. 

Spróbuję więc małymi krokami pracować nad sobą. Byciem łagodniejszym i bardziej wyrozumiałym dla samego siebie. I skupiać się na tym, na co mam wpływ, a nie na to, co nie leży w mojej gestii. Dlatego dzisiaj świętuję mały sukces. A to, że do tego udało mi się w końcu napisać kilka zdań w tym, powiedzmy, dzienniku, jest już kolejnym. 

Dwa sukcesy w jeden dzień. Mam nadzieję, że nie zwariuję od tego szczęścia.

Dumny